poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Jestem "Ciapkiem"

"Jestę trzepakię"

No i się zaczęło. Całkowicie bez dumy i uprzedzeń donoszę. Jestem ciapą.
Pęknięte żebro, zwichnięta kostka i zerwany łańcuch. Rower startowy składany dwa dni przed zwodami. Wszystko to z mojej perspektywy utwierdza mnie w przekonaniu, że  powinienem raczej ścigać się na rowerkach z doczepianymi bocznymi kółkami.

Start

    Zakładam różowe okulary i start maratonu w Dolsku od razu nabiera właściwych barw:
Początek to raczej oczywista runda honorowa po mieście. Szkoda, że organizatorzy już dawno odeszli od tego pomysłu. Moim skromnym zdaniem rynek w Dolsku i zgromadzona tam licznie gawiedź, z chęcią obejrzałaby jeszcze kilka kółek wokół rynku.No i wywrotek!
Być może ktoś jeszcze by się wyłożył i mogliby wiwatować obryzgiwani krwią lejącą się spod kół dumnie wylajkrowanych i wygolonych kolarzyków.
To jest właśnie ten fenomen meczy żużlowych. W tym kierunku musi iść w Polsce XC.
     Później nie mniejsze przeżycie w postaci rzepaku. Ubiliśmy kołami olej, na szczęście już troszkę szybszym tempem, i pojechaliśmy w pola.
Utworzyła się dość mocna grupka w postaci, chyba aktualnie najmocniejszych zawodników w Wlkp.:
Alexa Dorożały, Michała i Pawła Górniaków oraz Michała Kowalczyka. Tak więc Michałów co nie miara w czubie. Pewnie któryś wygra.

Trasa

    Jak na znane mi dobrze okolice była mocno utrudniona pofałdowaniami i przeszkodami w postaci kamieni i gałęzi. Dawała się we znaki tylko w początkowych kilometrach. Trzepałem się z rowerem przez dobrą pierwszą godzinę wyścigu. Być może było to spowodowane ciągle zablokowanym amortyzatorem. Być może też tym, że dopiero dwa dni wcześniej wsiadłem na rower startowy. Na pewno jednak tym, że jestem ciapą.

Laczek

    Ciśnienie w grupie trochę zmalało po złapaniu laczka przez Aleksa. Jakoś tak nawet zacząłem myśleć o tym gdzie by tu zaatakować. Zostawiłem to oczywiście na koniec, tak jak większość ważnych spraw...
No i po wielu raczej nudnawych kilometrach, usłanych tylko trzaskiem gałązek i odpryskami kamieni z pod kół zaczęliśmy docierać w okolice mety. Szczęśliwie, tak jak pewnie organizator założył, udało nam się połączyć z ogonami finisherów z dystansu mini.

Finito


    Pierwszy atakował Michał Kowalczyk. Plan był taki, że po nim poprawię ja.
Niestety, wśród jadących znacznie wolniej maruderów nie miałem gdzie się przebić. Zjazd do mety był dość szybki. Dwie pozycje zablokowane przez Górniaków. Nieźle rozegrane panowie. Nie daję jeszcze za wygraną i staram się zaatakować na ostatnich metrach. Natłok ludzi z Mini jest jednak dość duży. Tuż przed zakrętem nie mam miejsca i walę barkiem w jakiegoś dużego chłopa. Nauka jazdy na dwóch kółkach jeszcze przede mną więc wybacz kolego. Na prawdę nie zrobiłem tego umyślnie. Po prostu nie umiem jeszcze dobrze skręcać.
 
Na metę wjechałem czwarty.
Zdjąłem okulary i od razu zacząłem marudzić :D
W okularach to jednak wszystko na różowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ShareThis