środa, 29 stycznia 2014

Nadaję się na ciepłe kraje

Wycieczka sponsorowana więc żal nie skorzystać.
Chorwacja 2013 - czerwiec - wyspa Brać. Nie ma bardziej urokliwej wysepki, na której można pojeździć rowerem. Zarówno szosowym jak i MTB. Jest trochę ciekawych tras na rower górski lecz niestety byłem wtedy wyposażony tylko w kolarzówkę. Mimo to zjazdy są wymagające. Dość dużo dziur i nierównego asfaltu sprawia, że kiere trzeba trzymać dwoma rękoma.

Wyspa pozwala na spokojne jej objechanie w około 4-5 godzin więc jest gdzie potrenować i jest co pozwiedzać. Z punktów charakterystycznych: w centralnej części wzgórze-Vidova Gora o wysokości 778 n.p.m. Podjazdy nachylone względnie około 7-15% ale jest kilka ciekawych "ścianek", które przysparzają problemów w momencie wjeżdżania "z blatu" Najcięższy pojazd w granicach 25% jest naprawdę konkretnie trzymającym (około 900metrów). Dodatkowo budowa wyspy zmusiła do stworzenia dróg z tysiącem zakrętów przez co zjazdy szosą są naprawdę niesamowitą frajdą. Być może wybiorę się kiedyś sprawdzić jak to wygląda śmigając rowerem MTB.

Polecam każdemu kto chce dobrze wypocząć. Popływać w niebieskim, lazurowym morzu, a dodatkowo potrenować lub rowerowo pozwiedzać. Architektura naprawdę zachwyca!

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Chłopaczki vs Mężczyźni

Wideo jest tendencyjne. Daje jednak motywację dla uprawiania męskiej dyscypliny sportu :)

piątek, 24 stycznia 2014

Gdzie te strzykawki, które chowam pod stołem?

Czytam i oczom nie wierzę. Doping w Triathlonie
Mamy takie czasy, że każdy musi mieć wszystko szybko, łatwo i oczywiście najlepsze. Nie ma czasu na pierdoły. Praca, pieniądze, żona, sklepy, komputer, internet. Jeśli nie udało Ci się wygospodarować czasu potrzebnego na trening to nie ma strachu. Weźmiesz przecież jeden z dostępnych na czarnym rynku specyfików i już jesteś lepszy od tych leszczy, którym się chciało przy -20 dymać na rowerze w lesie.

O ile w sporcie zawodowym mogę zrozumieć, lecz nie koniecznie zaakceptować, przesłania tych doperów, którzy zdecydowali się koksować. W sporcie amatorskim już jednak jest to niezrozumiałe. No bo jak porównać kogoś kto "musi" wygrywać żeby mieć pieniądze na chleb, rodzinę czy wygodne życie, z kimś kto chce się pochwalić znajomym z pracy, że wygrał generalkę "u Grabka" ?
Jak porównać zawodowca, który 10 godzin dziennie poświęca na bycie lepszym z kimś kto o rowerze myśli jak jest dobre pogoda?

Dla mnie osoba z amatorskiego peletonu, która zdecydowała się brać niedozwolone środki jest zwyczajnym idiotą. Leniem, który nie chciał poświęcić wiele ze swojego wygodnego życia żeby móc dobrze przy-trenować. Impertynentem, któremu nie chcę się zagłębić w jakieś nowe metody treningowe i z nich korzystać. Bądź co bądź jednak bogaczem, ponieważ niedozwolone środki z czarnego rynku nie są tanie. Nasz kraj za to złotem nie leży i na wszystko to trzeba jakoś zarobić.
Równie dobrze mógłby jednak poświęcić te pieniądze na dobrego trenera. Nie dość, że wyszłoby to na zdrowie to jeszcze satysfakcja z wyników dużo większa. No bo jak może się czuć osoba, która wygrała dzięki stosowaniu niedozwolonego specyfiku? Jeśli stojąc na pudle zdaje sobie z tego sprawę i cieszy go to, to dla mnie jest jeszcze palantem.

I oczywiście dzięki temu, że wygrywam w jakiś ogórkowych zawodach bardzo często jestem posądzany o koksowanie. Średnio interesuje mnie ktoś niedowartościowany oskarżający mnie o dość poważne łamanie mojej żelaznej zasady: "Nie biorę nic co może negatywnie wpływać na mój organizm. Nawet jeśli jest to ogólnodostępny paracetamol."
Jeśli jednak znajdzie się wytrwały to oczywiście bez problemów poddam się testom. Pod warunkiem, że nie ja za te testy płacę.

I tu dochodzimy do kolejnej istotnej sprawy. Zawodowe kolarstwo często wiąże się z dopingiem. Jestem tego świadomy tak samo jak korupcji w polityce. Jednak pieniądze powodują chęć sprawdzania czy rzeczywiście ktoś bierze. Do życia powołuje się organizacje walczące z doperami, jest kasa na same badania. Są ludzie, zazwyczaj byli sportowcy, którzy uważają, że pozostali zawodnicy nie walczą fer i starają się z tym walczyć.
W amatorskim wydaniu sądzę, że badania nie będą przeprowadzane dopóki ktoś na maratonie nie zejdzie na zawał lub w ewidentny sposób nie narazi się braci rowerowej. Mało jest chętnych do szukania "czarnego kota", a jeszcze mniej jest pieniędzy które ktoś może na to przeznaczyć.
To właśnie jest być może przyczyna, dlaczego mistrz-doper amator sięga po hormon wzrostu czy inne EPO.
Najpierw jednak proponuje zbadać się u lekarza, który może stwierdzić, że z głową wszystko w porządku.

środa, 22 stycznia 2014

Kelly's Mystery 2013



     Subiektywnie rzecz ujmując rower jest ładny. Bardzo ładny. Górna rura zwęża się ku tyłowi i przechodzi płynie pod skosem do tylnego widelca. Smukłe połączenie całości, którego nie powstydziłby się projektant Alfy Romeo. Główka ramy jest wielkości przypominającej jej odpowiednikowi z motoru crossowego. Całość ma tę niesamowitą zaletę , że pomimo ciekawego wyglądu roweru zwężającego się, naprawdę nieźle działa.
    Tylni trójkąt jest tak nachylony względem podłoża, że rower pokonuje podjazdy niczym górska kozica. Praktycznie ani razu nie miałem sytuacji, w której tylne koło traci przyczepność. Ba! Zainspirowało mnie to do wjechania toruńskiej ścieżki DH pod prąd. Co najdziwniejsze wjechałem bez spiny za pierwszym razem. To był właśnie moment, w którym praktycznie zakochałem się w nowych ramach Kellysa.
Kolejnym testem było sprawdzenie sztywności.
    Rower podczas wyścigu poddany jest naprawdę dużym przeciążeniom. Zawsze staram się maksymalnie obciążyć całość mechanizmu na treningu, przed faktycznym zabraniem sprzętu na zawody. Wrzuciłem przełożenie „blat-oś” i przepycham rower pod największą górkę jaką znam w okolicy (podjazd około 15%). Kolejne zaskoczenie. Praktycznie nie czuć przesunięcia osi suportu względem ramy. W karbonowych ramach ugięcie mufy przy bardzo mocnym nacisku na pedał jest częste. Kellys w jakiś magiczny sposób usztywnił tę newralgiczną część do stopnia naprawdę zadowalającego. Odczuć to można również podczas zjazdów i ciasnych zakrętów. Każde mocne przesunięcie środka ciężkości daje natychmiastową odpowiedź całego roweru. Przez co zyskuje on na manewrowości.
    Co prawda, kąt pochylenia przedniego widelca jest troszkę większy niż przy objeżdżanych przeze mnie maszynach XC, przez co rower ma większy od nich promień skrętu ale zyskuje dużo na stateczności. Efekt jest odczuwalny przy długich zakrętach oraz podczas pokonywania usypanych band.
Niestety nie mam zamiaru lukrować w nieskończoność.
    Rzetelnie rzecz ujmując, napęd to porażka. O ile rozumiem zastosowanie przekładni 2x10 to już 3x10 w wersji Shimano po
prostu się nie sprawdza. Pięknie na specyfikacji wygląda informacja, że rower ma 30 biegów ale ani razu nie korzystałem z najmniejszej tarczy z przodu. Nie sądzę, że ktokolwiek będzie zmuszony zredukować bieg do małej tarczy, nawet wjeżdżając na słynne schronisko „Odrodzenie”
Miałem za to problem z wyregulowaniem przerzutki tak aby pracowała w systemie „wszystko z blatu” co jest częstą praktyką wśród „ścigantów”.
W moim przypadku poległem i byłem zmuszony słuchać odgłosów tarcia łańcucha o prowadnicę.

     Podsumowując, nowe ramy firmy Kellys są naprawdę topowym produktem. Mimo tego, że brakuje takich rozwiązań jak prowadzenie linek wewnątrz to jest to produkt z pierwszej ligi.
Osprzęt jaki otrzymałem wraz z modelem Mystery być może nie powala ale daje możliwości spokojnej i przyjemnej jazdy po górach. Daje nawet możliwości do spróbowania swoich sił w jakiś zawodach MTB. RockShox Recon jako amortyzator być może nie jest jak jego starszy brat (SID) lecz spokojnie poradzi sobie z przeszkodami. Da nawet radę metrowym „dropą”. Jedyne co bym zmienił to koła, które nie dość, że są ciężkie to wcale ich waga nie przekłada się na wytrzymałość. Byłem nawet zmuszony centrować tylne koło po ostrzejszej jeździe wśród kamieni.
Całość sprzętu oceniłbym na mocną czwórkę z plusem z możliwością rozwoju do piątki. Ramę natomiast oceniam na 6 z lekkim minusem. Jak dla mnie jest to produkt warty swojej ceny.

sobota, 18 stycznia 2014

Jak zbalansować trening?

W naszym kraju ludzi zawodowo zajmujących się kolarstwem górskim policzę na palcach jednej ręki.
Nie dlatego, że ten sport nie jest popularny. Raczej dlatego, że jest ubogi marketingowo.
Jest natomiast niesamowicie duże grono amatorów uprawiania tego sportu. Praca i trening ma dla nich podobne priorytety. Zazwyczaj bardzo ambitni i gotowi poświęcić leniwe godziny odpoczynku po pracy na wykonanie treningu. Skupiają się nad tym jak dobrze wykorzystać czas poza pracą i jak pogodzić trening z odpoczynkiem, który jak każdy wie, odgrywa kluczową rolę w uzyskaniu odpowiedniej formy.

Stres treningowy w postaci odpowiednich jego dawek powinien być podawany gdy organizm jest najbardziej aktywny. Większość zawodowców wykonuje treningi około godziny 9-11 rano, kiedy normalny zjadacz chleba realizuje zazwyczaj zarządzenia szefa w firmie. Opcje treningu są mniej więcej dwie. Rano godzina 5-7 lub wieczorem około godziny 16-19. Którą wybrać?
Być może obie pory są dobre i dają możliwość wykonania wysiłku.
     Trening poranny jest optymalny ze względu na to, że jesteśmy wypoczęci i żadne inne zadanie w tym dniu nie zostało jeszcze zrealizowane. Jedziemy na świeżości. Niestety jest to godzina kiedy mózg "nie wchodzi" jeszcze na odpowiedni poziom fal. Ciężko jest się zebrać z łóżka, a na treningu zazwyczaj czujemy się ospali.
Organizm ma problemy z przetworzeniem ciężkiego interwału. Serce nie pracuje jeszcze na maksymalnych możliwościach. Dodatkowo zjedzone 5 minut wcześniej śniadanie angażuje krew w celach trawienia. Tak bardzo potrzebną akurat w nogach, a nie w żołądku. Pozytywem jest natomiast pobudzenie na resztę dnia. W pracy skacząc jak nabuzowany kofeiną królik można poczuć się jak po 10 kawach.
     Popołudnie jest za to okresem kiedy po trudach całego dnia trzeba się spiąć i wykonać jeszcze trening. Według badań w trakcie treningu popołudniowego można osiągnąć większą moc maksymalną. Temperatura ciała jest wtedy najwyższa. Średni poziom siły jest wtedy większy o około 4,6%. Dziennik International Journal of Sports Medicine dowodzi nawet wzrost w stosunku do sesji porannej o 11%. Treningi popołudniowe jednak pobudzają nasz organizm. Niektórzy sportowcy po późnych sesjach mają często problemy z zaśnięciem lub nieprzerwanym snem.
    Co najważniejsze, trening trzeba odpowiednio połączyć z posiłkiem/regeneracją. Wiadomo, żona czeka z golonką czy rosołem więc ciężko będzie jej odmówić zaraz po powrocie z pracy. Rano z kolei zaraz po treningu trzeba ruszać "do roboty". Regeneracja poranna jest w, przypadku pracującego Kowalskiego, mocno utrudniona. Wieczorem z kolei uzupełnienie węglowodanów będzie wpływać na jakość snu i metabolizm nocny. Tylko odpowiednia suplementacja już w trakcie wysiłku pomoże w zwiększeniu szybkości regeneracji.
    Na mnie najlepiej wpływają 2 sesje w ciągu dnia. Poranny trening jest dłuższy. Wieczorny natomiast jest krótszy ale bardziej intensywny. Odczuwalny jest przeze mnie wzrost wykonywanej pracy. Wieczorne tempówki wychodzą dużo lepiej. Pokonany dystans powtórzeń jest dłuższy, a prędkość większa.
     Podstawą treningu jest sukcesywność. Jeśli przyzwyczaimy nasz organizm do sesji porannej to z dnia na dzień będzie on dużo lepiej reagował. Będzie się to wiązało ze zmianą trybu snu, który powinien trwać około 8-9 godzin. i tu dochodzimy do sedna całego wpisu. Aby trenowanie miało sens trzeba je odpowiednio zaplanować. Zaplanowane działania wchodzą w krew. Jeśli trening wejdzie Ci w krew to będzie to najlepszy znany mi doping.

czwartek, 16 stycznia 2014

Konkursowo

Wiadomo, że każdy kolarz startuje dla nagród.
W związku z nagrodami pierwszy konkurs na "Twarzoksiążce".
Każdy kto udostępni post i polubi Nie Golę Łydek ma szanse na wygranie puszki preparatu:
Maxim Electrolyte 480g lemon.


Konkurs trwa do niedzieli 19.01.2014 do 22
Losowanie 2 puszek wśród wszystkich biorących udział odbędzie się za pomocą internetowego generatora.

wtorek, 14 stycznia 2014

Polska myśl szkoleniowa. Czyli nie kwaś się!

Nie specjalnie dziwią mnie niepowodzenia naszej reprezentacji w piłkę kopaną. Pójdę nawet krok dalej. Jeśli kopacze osiągnęliby sukces większy niż zwycięstwo z San Marino, to byłby to przypadkowy, jeśli nie powiedzieć niesamowicie szczęśliwy, zwrot przypadków. Nie jest to spowodowane ich podejściem i motywacją. Choć akurat oni mają je najgorsze ze wszystkich drużyn narodowych. Zero zgrania, zero rozwoju. Liczy się płynąca szerokim strumieniem kasa. Po cichu liczę, że ten strumień zmieni kiedyś kierunek, tworząc głębokie koryto dużo ciekawszym dyscyplinom.
        Mój ulubiony kolega z pracy,który amatorsko gra w piłkę uważa, że forma sportowa nie ma tak dużego wpływu na poziom piłkarza. Jak więc wyjaśni fakt, że najlepsi piłkarze Świata to ciężko trenujący wydolność Włosi i Hiszpanie. W jakim celu, w takim razie, owi piłkarze jeżdżą na zgrupowania wysokogórskie i powtarzają codziennie trening interwałowy? Po co dzień w dzień ślęczą nad treningiem szybkości czy też koordynacji?

        Powód jest prosty. Piłkarz, tak jak np. biatlonista, musi podczas biegu lub krótkiego sprintu, dokonać decyzji - strzelić lub podać. Celnie. Wymagana jest w takim razie maksymalna możliwość kumulacji zakwaszenia w organizmie. "Noga wypoczęta i noga zmęczona to dwie różne nogi" - cytat z jednego z lepszych filmów o polskiej piłce wiele mówi.
           Co w takim razie mają wspólnego piłkarze i kolarze? Z mojej perspektywy jest to oczywiste. 
Pewnie każdy z was doświadczył kiedyś uczucia jakie wstrząsa organizmem podczas maksymalnego sprintu za zamykającym drzwi autobusem. Kto z was po takim wysiłku próbował napisać "smsa" lub przeczytać ze zrozumieniem gazetę? Ciężkie tak naprawdę są w takim momencie nawet proste czynności jak stanie prosto czy odpowiedzenie na kilka pytań.
Umiejętności techniczne podczas maksymalnych zakwaszeń organizmu są w takim razie dla większości sportowców kluczowe. Wspiąłeś się na ostry podjazd i teraz trzeba zjechać. Nie czujesz nóg, a ręce trzęsą Ci się jak byś miał chorobę Parkinsona. To jest właśnie ten moment, do którego powinno doprowadzić się organizm przed ćwiczeniami umiejętnego zjazdu.
Takie ćwiczenie właściwie można zacząć od prostej sztuczki. 3 podjazdy 30 sekundowe na maks. możliwości w przeciągu 4 minut. Za każdym razem po wysiłku należy starać się ustać w stójce na rowerze. Proste. Zachęcam do prób.



           Dlaczego więc pisałem o Polskiej myśli szkoleniowej?
Z prostej przyczyny. Nasi rodzimi piłkarze zamiast wykonywać specyficzne treningi, biegają po 20km dziennie. Taka tendencja jest już od dłuższego czasu. Rozgrzewka, bieg i trochę pogramy, trochę techniki, trochę strzelania na bramkę i do domu. Dopóki więc nie nastąpią zmiany programów szkoleniowych dopóty będziemy oglądać paralitów na boisku.




sobota, 11 stycznia 2014

Dla każdego kto oddycha.

Gdybyś nawet bardzo chciał to nie dasz rady nie oddychać. Chyba, że nie żyjesz. Wtedy to dość łatwe.
Zakładam jednak, że każdy kto tu zajrzał ma zamiar oddychać przynajmniej przez kilka następnych lat. To zaś nieodparcie wiąże się z umiejętnością oddychania. Niby dla każdego z nas jest to umiejętność nabyta, lecz jest to taki element pracy organizmu, który zawsze można poprawić.
Z badań wynika, że sukcesywne ćwiczenia mięśni oddechowych zapobiegają, uwaga, Tachypnei. Czyli obniżeniu objętości oddechowej, która uwidacznia się w trakcie wzrostu częstotliwości oddychania.
Proste urządzenie zwiększające opór podczas oddychania poprawi mięśnie przepony, pozwalając palaczowi na wciągnięcie papierosa jednym wdechem. Zwykły zjadacz chleba nie zasapie się wchodząc na 5 piętro, a sportowiec natomiast będzie mógł osiągnąć lepszą wydolność nie tylko w trakcie wyścigu lecz, co ważniejsze, w trakcie treningu.
Badania donoszą, że sportowcy korzystający z urządzenia tuż przed treningiem mogli wykonać większą pracę. Mechanizm ten jest spowodowany prawdopodobnie zmniejszeniem dyskomfortu oddechowego, który jest silnie powiązany z treningiem beztlenowym, pobudzającym mocno receptory unerwiające mięśnie oddechowe.
Problematyczne jak dla mnie jest jednak słyszane w trakcie ćwiczeń oddechowych charakterystyczne rzężenie. Po pierwsze nie daje spokoju innym domownikom, a po drugie mocno upodabnia mnie do Lorda Vadera.

środa, 8 stycznia 2014

Rozciągasz?

Stretching lub po Polsku rozciąganie. 

   Wydaje mi się, że to powinno wchodzić w krew ale jak się okazuje nawet sportowcy wyczynowi zaniedbują swoje mięśnie, narażając się na możliwość kontuzji. To zaskakujące. Prozaiczna czynność, 10-20 minut, w zasadzie przyjemnego dla ciała relaksu, o której wiele osób nawet nie myśli kończąc trening czy też zwykły rekreacyjny bieg lub przejażdżkę.
Sam osobiście nie chcę wyglądać jak wielki koksu, który prawą ręką odbiera telefon przy lewym uchu lub  jak kaczka wchodzi po schodach do mieszkania.
Po intensywnym użytkowaniu mięśnia, skraca się długość włókien przez co w całej partii mięśniowej następuje przykurcz. Zwiększa się ciśnienie i zmniejsza możliwość odprowadzenia produktów przemiany materii.
Ponadto w czasie jazdy na rowerze występują napięcia mięśni prostowników grzbietu, które wielu zawodników bardzo dotkliwie odczuwa po długim wyścigu bądź treningu.
Krótkie rozciąganie po wysiłku nie dość, że może obronić nas przed bólem to przyśpiesza regenerację oraz zwiększa ruchomość stawów. W ogromnym stopniu poprawia mechanikę partii mięśniowych. Co może przenieść się na lepszy wynik sportowy.
Badacze jednak są zgodni. Rozciąganie powinno odbywać tylko po wykonanej pracy. Stretching przed treningiem ma negatywny wpływ na mięśnie i ścięgna osłabiając ich możliwości do akumulacji energii sprężystej.

   Jak więc wykonywać rozciąganie? Z mojej perspektywy mięśnie odpowiedzialne za pracę powinno rozciągać się statycznie przez około 20sekund po wcześniejszym długim ich napięciu (ponad 10sekund). Napinasz-Rozciągasz-Rozluźniasz
Proponuje krótki, przykładowy zestaw ćwiczeń:
       1. Rozciąganie mięśni czworogłowych ud
  Stajemy na jednej nodze. Drugą napinamy wypychając piętę do dołu. Po 10 sekundach zginamy wolną nogę w kolanie i chwytamy ręką za kostę(nie łapać za stopę). Trzymamy 20 sekund. Rozluźniamy mięsień i zmiana nogi.
       2. Mięśnie dwugłowe ud
   Siadamy płasko, nogi ułożone równolegle do siebie, złączone w stopach, przylegają do podłogi, stopy pionowo do góry, mogą również być zadarte w naszym kierunku(zwiększy to zakres rozciągnięcia).Z tej pozycji wykonujemy jak najgłębsze skłony tułowia z ramionami wyprostowanymi i równoległymi do podłogi w kierunku stóp jednocześnie przyciągając palce stóp do siebie dla lepszego rozciągnięcia mięśni
      3.Mięśnie dolne grzbietu
   Kładziemy się na plecach na podłodze, ramiona rozkładamy szeroko na podłodze, z tej pozycji jedna nogę unosimy i dotykamy nią(wewnętrzna stroną) podłogi po stronie przeciwnej, na wysokości pasa. Jednocześnie obracamy biodra w tym samym kierunku. Druga noga pozostaje przez cały czas nieruchoma i przylega do podłogi. Takie ruchy wykonujemy na przemian lewą i prawą nogą
       4. Mięśnie łydek
    Do ćwiczenia jest potrzebna duża podkładka, lub najlepiej schody. Trzymając się dla zachowania równowagi poręczy(lub czegoś stabilnego) wykonujemy na jednej nodze(na przemian) napinanie i rozciąganie piętą. Bez pogłębiania.

W ten prosty sposób można z powodzeniem poprawić szybkość regeneracji po-treningowej oraz zabezpieczyć się na ryzyko kontuzji.
W moim przypadku rozciąganie dolnych partii pleców bardzo pomogło mi w redukcji bólu po długotrwałym wysiłku.

P.S. Zestaw ćwiczeń jest tylko poglądowy. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się więcej zawsze mogę pomóc w opisaniu bardziej szczegółowych zestawów.


poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rower Twój wróg! Więc zepchnij go z drogi!

Zdaję sobie sprawę, że w Polsce aż roi się od niedouczonych, agresywnych i często pijanych kierowców.
Większa część użytkowników samochodów nie zwraca uwagi na nic poza swoimi czterema literami, kierownicą no i lusterkiem, które w głównej mierze służy do poprawiania sobie fryzury.
Kraj nasz jest wszem i wobec znany wśród europejczyków z ułańskiej fantazji na drogach.
Jadąc rowerem muszę się jakoś odnaleźć w ich filozofii i zazwyczaj starać się zejść im z drogi niezależnie od pierwszeństwa. Szczególną uwagę zawsze jednak przyciągają u mnie dwa rodzaje kierowców:
Jadący o poranku w ferworze walki i oparów papierosa, przyprawianych popijaną kawą, kierowca auta służbowego. Zwany przedstawicielem handlowym. Osobistość w całości poświęcona kolejnemu spotkaniu nie zważa na nic. Wyprzedzanie na czwartego, wymuszanie pierwszeństwa, czy zwyczajne mijanie na milimetry to dla nich standard. Kilkukrotnie zostałem przez takiego delikwenta potrącony lusterkiem
Druga i zarazem najgroźniejsza jest pani lat 35-60 prowadząca swoje piękne, drogie auto.
Zazwyczaj jest to "bizneswoman", której nikt nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne.
Skrzyżowanie równorzędne jej nie obowiązuje. Ona zawsze ma pierwszeństwo. Spotkanie z rowerem w jej przypadku to zło konieczne: "Po co wy w ogóle wyjeżdżacie na ulice tym czymś" usłyszałem kiedyś od pewnej Pani.
Czy to jest w takim razie wina rowerzystów, że są spychani na drodze, byle tylko nie zaburzali ruchu samochodów?
Sądzę, że u Nas rowerzysta jest po prostu na końcu szarej listy pojazdów jakie kierowca może spotkać na drodze. Tuż za pieszym oczywiście. Kierowcy mówią, że jesteśmy niewidoczni. I oczywiście zgodzę się, że jest sporo osób jeżdżących bez żadnego oświetlenia czy zwykłych odblasków. Jednak jeśli kierowca nie zwraca uwagi na rower, czyli nie ma w swojej świadomości zakodowane, że może ujrzeć rower to i pewnie przelatującego nisko UFO by nie zobaczył.
Jeździłem rowerem we Francji, Hiszpanii, Włoszech i Chorwacji i nigdzie, po prostu nigdzie tam nie zauważyłem takiej ignorancji na rowerzystę jak u nas. Ba! Wywołałem kiedyś korek w Hiszpańskim Alicante bo samochody jadące za mną nie chciały mnie wyprzedzać (wąska, nadmorska droga napchana autami z jednej i drugiej strony). Żebym nie wiem ile się nad tym zastanawiał to nie dojdę do odpowiedzi dlaczego tak jest. Wiele składowych powoduje, że rodzimi kierowcy są mordercami w blaszanych puszkach. Ilość śmiertelnych wypadków jest zatrważająca. I sam codziennie wychodząc na trening zastanawiam się czy spotkam dzisiaj mojego pijanego agresora, który przedwcześnie zabierze mnie do krainy wiecznych łowów.


Nasze media oczywiście całą winę zrzucają na wypływ rowerzystów, którzy w trakcie trwania sezonu ochoczo wylegli na drogi. Drogi które według nich w głównej mierze należą się samochodom. Przecież jadą szybciej, są więksi, rower może równie dobrze jechać chodnikiem lub najlepiej przydrożnym rowem.
Z mojej perspektywy kultura jazdy jest na poziomie zbiornika z gnojówką.
I chyba pozostaje nam jedno, trzeba całą tą sytuację zmienić. Edukacja. Pukam grzecznie w szybe kierowcy, który wymusił na mnie pierwszeństwo na poprzednim skrzyżowaniu.Edukuję.
Informuję każdą Świętą Krowę dumnie krocząca po ścieżce rowerowej, że to jest Droga Rowerowa, a chodnik jest dwa metry w prawo. Edukuję. I być może kolejna z rzędu stresowa sytuacja uświadomi innym użytkownikom dróg, że za chwile znowu może pojawić się facet w obcsłych gaciach na rowerze i zwyczajnie opieprzyć za "manianę", którą odwalają.
Oczywiście raz na jakiś czas możemy się spotkać z impertynentem, który powie nam : "Panie ja bardzo dobrze znam przepisy, ale to nie znaczy, że muszę je traktować poważnie".
I myślę, że ta wypowiedź wiele wyjaśnia.

niedziela, 5 stycznia 2014

Dlaczego treningi beztlenowe?

Tylu ile kolarzy tyle metod treningowych.

 Każda z nich opisana na 10 różnych forach i potwierdzona przez kogoś komu to na pewno "wydało".
Dzisiaj gdzie nie zajrzę to wszyscy trenują dużo i ciężko. Istnieje podział na okresy, w których należy jeździć długo, mocno i interwałowo. Cieszy mnie, że poziom wiedzy wśród kolarskiej braci rośnie. Cieszy również to jak zmienia się podejście do treningu, który staje się powoli sposobem na życie.


Dlaczego więc popełniłem taki temat?
Ostatnio usłyszałem opinie, że czterogodzinny trening jest najlepszym sposobem poprawy wydolności.
Zgodzę się tylko częściowo. Zawsze uważałem, że najlepszy trening to taki, który przełamuje nasze granice. I jeśli Twoją granica jest próg trzech godzin wytrzymałości i po przekroczeniu tej granicy odcina Ci prąd, to tak, taki trening wpłynie mocno pozytywnie.
Jednak jako wytrenowany kolarz trzeba zrobić coś jeszcze. Wpleść treningi beztlenowe w normalny tryb tygodnia. Według książki "Fizjologiczne podstawy w treningu w kolarstw górskim":
Wytrenowany kolarz przy kontynuacji treningu wytrzymałościowego może zyskać góra 1% Maksymalnego poboru tlenu. Porównując to dla tempówek 8x 4 min przy mocy maksymalnej z przerwą 2xdługość wysiłku, wykonywanych przez okres 4 tygodni -wzrost maksymalnego poboru tlenu o 8,1% !
I równorzędnie dla osób nietrenujących przez okres 9-12 tygodni wzrost od 12 do 36%!!

Dlaczego więc nie spróbować i nie wpleść mocnych treningów do swojego repertuaru planu tygodnia?
Jest tylko jeden problem. Trzeba tydzień w tydzień zamiast spokojnej długiej jazdy zaginać się po kres możliwości. Musisz 5 do 9 razy przeżyć najdłuższe 4 minuty w swoim życiu. Na całe szczęście nie każdy chce i nie każdy wytrzymuje taki podział treningów.

Prawda jednak pozostaje niezmienna. Chcesz być najlepszym trenuj najciężej. Nie oznacza to wcale, że najwięcej.





ShareThis